Najnowsze komentarze
I stało się. Różnie drzewiej bywało. Bywało lepiej, bywało gorzej. Bywało, nawet, jakoś tak nijak. Ale to co się stało podczas ostatniego turnieju „1 z 10”, który został rozegrany w naszym internacie, to … ideał. W pełnym tego wyrażenia znaczeniu: strzał w dziesiątkę.
Ilość uczestników naszej relaksacyjno-edukacyjnej zabawy, na przestrzeni sześciu miesięcy, można śmiało porównać do sinusoidy z tendencją spadkową. We wrześniu rozpoczęliśmy naszą zabawę od 24. osób. Jak do tej pory, nie udało się powtórzyć takiej frekwencji. Bywało mniej, bywało więcej, ale nigdy nie zdarzyło się aby ilość graczy dobiła do dwóch tuzinów. 22, 20, 14, 16, 11, 18, 6, 8 itd. Raz w górę, raz w dół ale tendencja spadkowa była widoczna gołym okiem.
I nic specjalnego nie zdarzyło się podczas ostatniej batalii. No, może poza tym, że w czasie gry przeważały pytania natury psychologicznej.
Cóż więc takiego się stało, że ostatni „rzut” turnieju nabrał innego wymiaru? Właściwie nic. Stała się tylko taka mała, historyczna rzecz. Po raz pierwszy walkę o finał i zwycięstwo w nim, rozpoczęło dziesięciu zawodników płci obojga. Dokładnie tylu ilu odnajdujemy w nazwie tej turniejowej formy rozrywki. Czyli cała, niczym nie skażona, dziesiątka.
Niby nic, a jednak, takie małe coś. Można by napisać, że historia wróciła do korzeni. Cokolwiek miałoby to oznaczać.
Gwoli uzupełnienia powyższych danych, już historycznych, należy dodać, że stosunek uczestników płci pięknej do ich męskich adwersarzy, wynosił 6:4. W finale to młodzi mężczyźni mieli przewagę: 2 do 1. A finał wygrała,
osamotniona w nim, Ania. Mikołaj i Daniel podzielili między sobą, niższe miejsca na podium.
Można więc podsumować powyższe rozważania, co wcześniej sugerowaliśmy: trafiliśmy w dziesiątkę. I to by było na tyle. Bynajmniej do następnego razu, już za dwa tygodnie.
AK i AS