Najnowsze komentarze
Fabryczna wita, moje pierwsze dni w internacie
Poniedziałek, ciepłe popołudnie. Słońce ogrzewało moją twarz przez szybę auta. W bagażniku leżała walizka i kilka wypełnionych po brzegi toreb. Czułam, że zaczyna się nowy etap w moim życiu. To taki mały krok w dorosłość, samodzielność.
Po 30 minutach spokojnej jazdy nadszedł czas, aby wysiąść z samochodu i zacząć nosić walizki. Trwająca pandemia zmusiła moich rodziców do pozostania na korytarzu, poszłam urządzać pokój, w którym mam spędzić następne 10 miesięcy. Czułam się tam trochę obco i nieco samotnie. Mojej współlokatorki jeszcze nie było. Wyszłam z pokoju, aby pożegnać się z mamą i tatą. Dałam im po buziaku w policzek i pomachałam na odchodne.
Nadszedł czas przyjazdu innych mieszkańców internatu. Kilku z nich znałam, niektórzy byli dla mnie zupełnie nowi. O, moja dobra znajoma! Zdecydowała się oprowadzić mnie po budynku, teraz nie czułam się tu już taka zagubiona.
Kilka kolejnych dni nauczyło mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć, mieszkając w internacie. Powrót po 17:00 wymaga wpisu na listę wyjść, dyżurny sprząta wieczorem kuchnię, po 22:00 nie opuszczamy swojego pokoju, w czwartki sprzątamy. Kiedy znam już wszystkie obyczaje i zasady, wiem, jak działa mikrofalówka i dostosowałam swój plan dnia do tego internackiego, życie stało się bardzo przyjemne. Bardzo lubię uczenie się na sprawdzian razem ze znajomymi, wspólne jedzenie posiłków i narzekanie na kartkówki. To wszystko ma swój urok.
Podsumowując, internat jest świetnym miejscem do zamieszkania. Nic nie zastąpi stałego kontaktu z rówieśnikami, braku problemu z dojazdem do szkoły i bardzo wczesnym wstawaniem czy elastyczności związanej z komunikacją miejską. Nie ma się czego bać!
Aleksandra Stanisławska